Na zawsze moje spojrzenie na relikwie wypaczył fragment "Imienia Róży" Umberto Eco:
"A ty nie zachwycaj się za bardzo tymi relikwiarzami. Wiele innych kawałków krzyża widziałem w różnych kościołach. Gdyby wszystkie były prawdziwe, Pan Nasz nie byłby umęczony na dwóch skrzyżowanych belkach, ale na całym lesie.
— Mistrzu! — wykrzyknąłem zgorszony.
— Mistrzu! — wykrzyknąłem zgorszony.
— Tak to jest, Adso. A są skarbce jeszcze bogatsze. Dawno już temu w katedrze w Kolonii widziałem czaszkę dwunastoletniego Jana Chrzciciela.
— Naprawdę? — wykrzyknąłem w podziwie. Potem ogarnęło mnie powątpiewanie. — Ależ Chrzciciel został zabity w wieku bardziej posuniętym!
— Tamta czaszka musi być w jakimś innym skarbcu — rzekł Wilhelm z poważną twarzą.
Nigdy nie rozumiałem, kiedy żartuje."
Nie da się ukryć, że jest w nim dużo prawdy. Po średniowiecznym kupczeniu relikwiami, odpustami i Bóg wie czym jeszcze trudno wyrokować o autentyczności czegokolwiek.... Nie chodzi o wiarę, lecz o zasadę i sprzeciw wobec wmawianiu w imię wiary że coś jest tym czym nie jest. Dlatego bardziej cenię wsółczesny i jak najbardziej autentyczny mini-różaniec* poświęcony w Jerozolimie, niż domniemaną drzazgę z krzyża wprawioną w złoty relikwiarz. Tym bardziej, że ten różaniec to pamiątka po "muśnięciu" śmierci.
Po tym wstępie - kilka zdjęć z pelgrynacji relikwi Krzyża Świętego... Uroczystości, która bez względu na przekonania religijne mieszkańców jednoczy małą, wiejską społczność. Droga, każdy dom - udekorowane. Długie przygotowania. Ludzie w oknach, na ulicy, w kościele. Całą dobę. Może więcej. To jest dla nich na prawdę COŚ.
Wyglądamy. Najpierw w domu....
... w deszczu na drodze....
...idą...
...idą...
w końcu widać relikwiarz...
mina proboszcza - bezcenna :-)
ciakawostką jest to, że ludzie klękali nie przed małym złotym relikwiarzem, a dużym, drewnianym krzyżem...
* różaniec jerozlimski ma ciekawą historę. Jest mały, niepozorny - taki na jedną dziesiątkę. Natomiast w wymarze duchowym stanowi pewnym sensie wotum. Jest częścią przedziwnego prezentu jaki zgotował wszystkim uczniom i pracownikom mojego liceum dyrektor. Kupionego po tym, jak w drzwiach hotelu w którym mieszkał wybuchła bomba. Chwilę po przejściu przez nie jego pielgrzymki. To dla mnie naprawdę COŚ. Ten gest, twardego człowieka, zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Jakby surowy, ale sprawiedliwy i nigdy nie okazujący uczuć ojciec nagle cię przytulił....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz