sobota, 30 kwietnia 2011

rolnik

Babcie w tym roku bardzo późno pojechały na wieś. Ogród warzywny wymagał natychmiastowej interwencji. Puste grządki zagospodarował z babciami J. - mały rolnik. Szczególnie spodobało mu się sadzenie ziemniaków i przekopywanie ziemi pod ogórki... 






inrewrencji wymagała też trawa :-)

piątek, 29 kwietnia 2011

stylizacja na dziś

A to, stylizacja na dziś - z okazji ślubu stulecia. Proszę zwrocić uwage na niezwykle gustowne nakrycie głowy misia.... Rogi w tle, dodają brytyjskości. Wszak nie brak takich trofeów w żadnym domu szanującej się angielskiej błękitnokrwistej (zimnokrwistej?) rodziny....

środa, 27 kwietnia 2011

ciocia ubiera

J. spał w świeta u cioci. Po niedzielnym słońcu dyngus przywitał nas chłodem. Zostawiliśmy mu tylko eleganckie ubranie letnie i wygodny poranny dresik. Z tego (+ sweterek cioci) powstał stój, z którego dumny byłby nie jeden  trendlanser. Już widzę J. przechadzającego się ulicami Nowego Jorku czy Paryża... 
ps. ciocia chętnie wystylizuje wiecej dzieci ;-)

(po) wielkanocne impresje

Po świętach zawsze zostają jakieś refleksje. Duchowe i cielesne. Tu - o tych drugich:

1. Prawdziwe, łowickie jajo poleciało do Hiszpanii - my zadowoliliśmy się "nowoczesną" formą ludowych pisanek - dzięki koszulkom z termoutwardzalnej foli w kilka sekund mamy jajo o jakim marzyły nasze babki... sama nie wiem, jak je nazwać... Były już kraszanki, wyklejanki, pisanki batikowe i wydrapywanki... a te? foliowanki?  


2. Nigdy nie wierz przepisom, w którym jest napisane "z czystym sumieniem możemy polecić - to ciasto zawsze wychodzi". Otóż: nie zawsze. Zamiast baby na wielkanocny stół mamy przepyszny keks. Dziwne ciasto... Nie wyrosło, ale też nie jest zakalcem.  Jakby drożdze wyparowały, zostawiając po sobie tylko lekki posmak.... W święta ogłosiłam więc definitywny upadek bab. Dobrze, że choć przepisy na paschę i tort makowy okazały się i tym razem "niezawodne". ps. może jednak trzeba wierzyć w przesądy prababek i drożdzucha wyrabiać w ciemnym, zacisznym i ciepłym kątku?


3. Wymarzyłam sobie na wielkanoc jaja przepiórcze. Malutkie, pięknie nakrapiane - w sam raz do naszego biało-czarnego wnętrza. Jaj nie udało mi się nabyć. Trudno. Za to u rodziny wśród ozdób świątecznych, ku mojej uciesze znalazłam to:


4. To co zwykle - już po świętach....

wtorek, 26 kwietnia 2011

Czarnobyl

25 lat temu, była tak pięk pogoda jak dzisiaj. Ludzie spędzali czas na spacerach  i zabawach na dworze. Większość - młodzi i dzieci. Nie wiedzieli, że tuż koło nich rozgrywa się akcja największego wypadku jądrowego w histori. I że za chwilę, zaczną w tym dramacie aktywnie uczestniczyć. Na lata.

zdjęcia P. z 13 listopada 2010:














ps. O Jego wizycie w Czarnobylu pisałam 15/11/2010

sobota, 23 kwietnia 2011

wielkanoc łowicka

Wielka Sobota, więc trochę o wielkanocy po łowicku. 

 

W Polsce na wielkanoc jaja zdobiono różnymi metodami. Były jednobarwne kraszanki, pisanki batikowe - malowane woskiem a później zanóżane w barwnikach, były drapanki i wreszczcie wyklejanki - takie jak w Łowiczu



Dawniej,  chodziło się po wsi z kogutkiem i śpiewało. w zasadzie był to przywilej męski (feministyczna część mojego ja każe mi sądzić, że kobiety w tym czasie ciężko pracowały szykując święta). Młodzieńcy odwiedzali chałupy, a gospodynie nagradzały za przyspiewki jajami....




A w Poniedziałek Wielkanocny - Śmigus - Dyngus! W ruch szły nie tylko wiadra, ale też witki z gałązek... było więc przed czym uciekać ;-)

  


 Wesołych Świąt wszystkim!

piątek, 22 kwietnia 2011

czwartek, 21 kwietnia 2011

miód


Miód zawsze był w domu. Zawsze podarowany. Bo zawsze w rodzinie ktoś miał ule. Tak było kiedyś.  Dziś też jemy najczęściej miód podarowany - ale już nie polski, ale 'prawdziwy niemiecki" od pana Eberharda. Głównie wielokwiatowy, słonecznikowy lub rzepakowy. Więc ilekroś mam ochotę na coś "ostrzejszego" wybieram się na rynek po polski miód grzyczany lub spadziowy (mój ulubiony). A dla maluchów - malinowy lub wrzosowy... 

Kiedyś (raz jeden) wybierałam miód - pod czujnym okiem wprawnego pszczelarza (rodzinnego :-))







ps. koleżanka powiedziała mi dzisiaj, że marzy jej się warzywniak - taki ekologiczny, przydomowy. Ja chciałabym mieć kiedyś pasiekę. Być może pewnwgo dnia do tego dorosnę...

wtorek, 19 kwietnia 2011

droga

- co to jest? 
 - droga
- i co ja z tym zrobię?
- pralka wypierze....

wystarczyło kilka sekund nieuwagi.... narzuta pieknie ozdobiona. nie obejdze sie bez wybielacza. a ja nawet nie mialam sily sie złościć. w sumie zabawna byla ta beztroska 3,5-latka....

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

magnolia

w ogrodzie M. jeszcze kwitnie.
w parku - wciąż pęcznieją pąki.
szkoda, że tylko raz w roku
kwitnie magnolia....







Ps. Z cyklu no photoshop;-) żałuję, że to nie mój aparat a tym bardziej nie mój obiektyw. Nawet nie bylo mi dane wywołać raw'ów, bo mój ps nie lubi tego typu. Pozostała stara dobra picasa. Tylko nie miałam wpływy na to, jak da sobie radę z autokonwercją do jpg'ów. Trochę spłaszcza... ale co tam....

niedziela, 17 kwietnia 2011

Rżewski Rulz

Leniwe, senne przedpołudnie nie zachęca do spacerów, ale tym, którzy podejmą ten trud rewanżują się spokojem, jakiego nigdy indziej nie można zaznać. Tym razem  odwiedziłyśmy Aleksa Rżewskiego na jego własnym podwórku. Inni jego mieszkańcy jeszcze spali. Nie przesiadywali na ławeczce popijając piwko... można było popstrykać spokojnie.... to podwórko zawiera w sobie kwintesencje łódzkości -  cegła ze wszystkich stron, widok na dwie fabryki, komin... od frontu opuszczona kamienica, a oficyny kwitną życiem.... jedno co nobilituje to obecność muralu z byłym Prezydentem Miasta. Pewnie dla tego panuje tu niecodzienny ład i powietrze pachnie wiosną...
  ps. chętnych do pogadania z Rżewskim zapraszam na Wólczańską 61.

sobota, 16 kwietnia 2011

przyjemność...

Wprawiam się. A może A. "zatrudni" mnie jako nadwornego fotografa jej potraw... na razie moje dzieło. Śniadanie sobotnie.... dla leniwych.


 Receptą jest równanie:

Jabłka + żurawina + paczka świeżego ciasta francuskiego = przyjemność

piątek, 15 kwietnia 2011

makrela





Jeśli to piątek, to musi być ryba. Tak było kiedyś, dziś świat się zmienił, ale gust pozostał. Rybę po prostu m u s z ę zjeść choć raz w tygodniu. Tym razem wybór padł na gatunek, który dotychczas jednoznacznie kojarzył mi się z podawą na zimno, wędzoną rybą....

To był zakup spontaniczny - świeża, surowa, w sam raz do smarzenia. Wzięłam przykład z dziarskiego siedemdziesięciolatka, który zachwalał jej walory. et - myślę - pan doświadczony to się zna. Sprzedawca dorzucił od siebie, że to ryba specyficzna... i prawie mu uwierzyłam...

Makrelę smarzy się zwyczajnie - jak śledzie. Z pieprzem i solą. Potem obficie polewa cytryną. I  n i e podaje od razu. Trzeba poczekać. Gorąca jest rzeczywiście specyficzna. Lepiej ją jeść kiedy nieco  ostygnie.

ps. prawda, że fotogeniczna?